Twincest
Bill:Leki powoli zaczęły działać,lecz jeszcze miałem lekkie odrętwienie,ale już nie takie,że nie mogłem stać w miejscu. Tom był cały czas przy mnie. Jeju,jak ja go kochałem. Był dla mnie nie tylko bratem ale i…kochankiem? Chyba tak. Nazajutrz jak się obudziłem Toma obok mnie nie było. Zmartwiłem się trochę,gdyż pomyślałem,iż już sobie poszedł,bo nie chciało mu się ze mną siedzieć. Nagle do sali wszedł Tommy.
-Witam mojego księcia.-Powiedział nachylając się nade mną i całując mnie w ust.
-Myślałem,że sobie poszedłeś…-Powiedziałem ze smutkiem w głosie-…że już ci się znudziłem.
Tom przytulił mnie mocno do swojego torsu.Od razu poczułem się lepiej.
-Nigdy bym Cię nie zostawił braciszku.! Rozumiesz?! NIGDY!-Powiedział z duzym naciskiem na słowo „nigdy”. Wierzyłem mu. Nie miałem podstaw podejrzewać go o to że już mu sie znudziłem. Chociaż Tommy jest albo był niezłym kobieciarzem. Lubił przypadkowy seks z jakąś fanką,ale odkąd jesteśmy juz razem oficjalnie obiecał,że żadnej nie dotknie.
-Billy-Powiedział Tom wyrywając mnie z zamyślenia.-Co się tak zapatrzyłeś.?
-A nie,nic. Po prostu się zawiesiłem na chwilkę. Heh.-Odpowiedziałem kładąc się na szpitalnym łózko i okrywając kołdrą aż do szyi.
-Masz na coś jeszcze ochotę?-Zapytał lecz ja tylko spojrzałem n niego.
-W zasadzie to tak. Chciałbym już stąd wyjść i wrócić do domu.-powiedziałem kładąc się na prawym boku.
-Pójdę zapytać lekarza kiedy Cię wypiszą. Za 15 minut będę a ty leż spokojnie.-Tom wyszedł zamykając drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz